Film Douga Limana otwiera kapitalny prolog, z którego dowiadujemy się, jak główny bohater odkrył swe niezwykłe umiejętności. David Rice to podręcznikowy przykład wrażliwego mięczaka służącego za worek treningowy dla szkolnych osiłków. Pewnego dnia nastolatek wpada do lodowej rzeki, gdzie niechybnie powinien był utonąć, jednakowoż... otwiera oczy w szkolnej bibliotece. Bohater posiada bowiem dar teleportacji, dzięki któremu zamierza prowadzić pozbawione komplikacji życie. Budzisz się w Nowym Jorku, zjadasz śniadanie w Rzymie, opalasz się w Egipcie, a na obiad udajesz się do Paryża. W twoim sejfie znajdują się miliony dolarów pochodzące z napadów na bank. Wieczorem przenosisz się do Londynu, gdzie w jednym z pubów podrywasz ładną blondynkę. Gdy ona zaśnie, wyruszysz serfować na Fidżi. Jesteś bogiem, choć nie wiesz, skąd wzięła się twoja Moc. Liman fascynuje się nieuświadomioną potęgą drzemiącą w ludziach już od czasów "Tożsamości Bourne'a", gdzie cierpiący na amnezję Matt Damon odkrywał, że zna wszystkie języki świata, a w chwilach zagrożenia bez problemu obezwładniał najtwardszych zabójców CIA. Oparty na książce Stevena Goulda "Jumper" to film zdecydowania lżejszy. Przeznaczono go dla widowni, której nie dotykają jeszcze troski egzystencjalne. Przedkłada ona styl nad substancję i rozrywkę nad dramat. Młodzież uszanuje wartką akcję i przymknie okno na ewidentne „kwasy” scenariuszowe. Gorzej może być z widzem nieco starszym. "Jumper" przypomina bowiem balon, w którym ktoś zrobił dziurkę. Twórcy nie wiedzą o tym i z całych sił starają się w niego wpompować dawkę adrenaliny. Chwilami film pęcznieje nawet dzięki nieźle skręconym scenom pościgów. Wystarczy jednak, że reżyser próbuje dobudować emocjonalne podłoże, a "Jumper" żałośnie flaczeje. I jeszcze słów kilka o odtwórcy głównej roli. Hayden Christensen sabotował ostatnio bez litości dwa epizody "Gwiezdnych Wojen", gdzie przyszło mu wcielać się w postać Anakina Skywalkera (cóżeś uczynił, nieszczęsny George'u Lucasie...). Od tego czasu aktor poszerzył jednak skalę środków i zrezygnował z miny a la „borsuk cierpiący na zatwardzenie”. Nie jest już żałosny. Zrobił się nijaki, ale przynajmniej nie irytuje. Dalej może być już tylko lepiej!
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu